środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 2

    Delikatne skrzypnięcie łóżka sprawiło, że Alexa otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Nie, wszystko wyglądało tak samo. Kolejne skrzypnięcie. Teraz głowa Alexy przekręciła się i natrafiła na parę zielonych oczu.
  - Nie chciałam cię obudzić - mruknęła Jessica i wróciła do malowania paznokci na krwisto czerwony kolor.
Blondynka pokręciła głową i położyła się z powrotem na łóżko. Patrzyła się tępo w sufit próbując zasnąć, lecz gdy po długich próbach nie udało się, jej myśli zaczęły krążyć dookoła bliźniaków. Czego oni od niej i od Caroline chcą? Dlaczego tak często teraz za nami łażą? Czy nie można mieć już choć chwili dla siebie? Tak dużo chciała powiedzieć przyjaciółce ale te natręty nie dawały im spokoju. 
   Caroline, ubrana w za duży sweter w barwach jej domu, jeansy i trampki, na chwiejnych nogach podeszła do wejścia. Jej ręce mocno ściskały proroka codziennego jakby w obawie, że dostanie nóg i ucieknie. Po chwili zapukała. Drzwi otworzyła jej wysoka ślizgonka z oczami pełnymi wyższości i jadu.
  - To pokój wspólny Slytherinu. Nie jesteś tu mile widziana szlamo - warknęła.
  - Kto to? - zapytał jakiś głos za nią.
  - Ta szlama nie zna granic Alexa! Nie dość, że codziennie przychodzi i włóczy się przed wejściem do naszego pokoju wspólnego to jeszcze teraz stoi przed naszymi drzwiami i zatruwa NASZE czyste powietrze swoim ohydnym oddechem!
  - Nie przesadzasz? To moja przyjaciółka, Jessica wpuść ją. 
  - Chyba żartujesz! Jak chcesz porozmawiać z tą brudnokrwistą dziewuchą to nie tu! - rzekła dziewczyna z obrzydzeniem i zamknęła Caroline drzwi przed nosem. 
Minęło kilka minut podczas których u w głowie Caroline toczyła się wojna - odejść czy nie odejść? Zdezorientowana krukonka już chciała wrócić do siebie, gdy nagle drzwi uchyliły się lekko a w szczelinie zobaczyła małą twarz dziewczynki z pierwszego roku. 
  - Te dwie się kłócą, więc radzę ci skorzystać z mojej łaski i szybko przemknąć się do pokoju Alexy - szepnęła.
Caroline posłała jej wdzięczny uśmiech i szybko wślizgnęła się do środka. Gdy delikatnie zamknęła drzwi usłyszała krzyki swojej przyjaciółki i Jessiki.
  - Jak możesz bratać się z wrogiem? Ty obrzydliwa zdrajczyni krwi! Jak ci nie wstyd?! 
  - Ja przynajmniej szanuje innych, a nie tak jak ty tylko tych którzy są tacy sami jak ja! 
  - Ja próbuje utrzymać po prostu czystą krew mojego rodu! I nie splamię swojej rodziny ani kroplą tej plugawej szlamowatej! 
   - Nie będę już zniżać się do twojego poziomu! Nie ma po co ciągnąć tej bezsensownej kłótni! Żegnam! - wykrzyczała Alexa po czym odwróciła się na pięcie i cała nabuzowana odeszła od swojej "koleżanki". Nagle zauważyła opartą o ścianę Caroline. Uśmiechnęła się do niej krzywo.
  - Przepraszam za nią... jest strasznie przewrażliwiona na punkcie osób...
   - Nie ma sprawy. Przyzwyczaiłam się już - rzekła uśmiechając się delikatnie.
   - To co? Idziemy? Jestem już bardzo głodna! 
   - Jeszcze nie, najpierw muszę ci coś pokazać - powiedziała machając gazetą przed nosem przyjaciółki.
   - Zapraszam  do mojego raju - mruknęła pod nosem i popchnęła Caroline w kierunku schodów. 
   Po dość krótkim czasie obydwie siedziały wygodnie na łóżku Alexy. Rajem okazał się dość duży, wygodny pokój. Jego ściany pokryte były zieloną farbą na której ktoś starannie namalował srebrne pnącza, a podłoga zrobiona była z gładkiego w dotyku drewna. Nie było okien, ale sprawę oświetlenia załatwiał wielki żyrandol powieszony pod sufitem. Jego światło dodatkowo rozchodziło się po pomieszczeniu z powodu kawałków szkła uformowanych w kształt kryształków i poprzyczepianych dookoła niego. Łóżek było pięć, każde z nich miało wygodny materac  a ich nogi przypominające kształtem węża wyglądały na ręcznie strugane. Całość dopełniały szafki - po jednej dla każdej lokatorki - zrobione z pięknego ciemnego drewna.
   - Nieźle - mruknęła niebieskooka - jednak mi brakuje okien.
   - Trudno jest zrobić okna w lochach - mruknęła w odpowiedzi Alexa. - Co chciałaś mi pokazać?
   - To.
Caroline rozwinęła gazetę i pokazała ją przyjaciółce. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie wychudzonego mężczyzny. Był blady jak ściana a jego długie brązowe włosy i zarost zapewne dawno nie widziały fryzjera. W ręku trzymał tabliczkę na której wypisany był niezrozumiały dla nich ciąg cyfr i liczb.
   - Syriusz Black - szepnęła krukonka.
   - Syriusz Black? TEN Syriusz Black? Jeden z największych popleczników Sama-Wiesz-Kogo uciekł z Azkabanu? Przecież to niemożliwe! Przecież tam są dementorzy, wielkie kraty i... i... i stamtąd nie da się wyjść! 
   - Widocznie jednak się da. To straszne! Przecież gdyby on dostał się jakimś cudem do Hogwartu to byłby koszmar! 
   - Wiem... może trzeba coś zrobić? W sumie my jako uczennice nic nie zrobimy, ale jak chociaż zapytamy Dumbledora co zrobić, dyrektor coś nam zleci? 
    - Nie sądzę, by chciał od nas pomocy. Każdy ma dostęp do tej gazety, jak już, to Dumbledore poprosi McGonagall lub Snape'a. Na razie proponuję iść na śniadanie - powiedziała Caroline i wstała z łóżka przyjaciółki. 




   - To jak Freddy, masz wiesz-co? - zapytał George brata gdy ten usiadł przy stole Gryffindoru.
  - Jasne! Kiedy zaczynamy Georgie?
  - Niedługo bracie. 
  Usta Freda wygięły się w pełnym dumy uśmiechu a ramię objęło drugiego rudzielca.
  - To będzie akcja tygodnia... nie, miesiąca lub nawet ostatniego tysiąclecia!
  - Bracie... tego nikt nie przebije nigdy - odparł uśmiechając się pod nosem George. 
   - Myślisz, że Jess spodoba się ten odcień zieleni?
  - Myślę, że ją zachwyci.
 Bliźniacy wybuchnęli śmiechem, po czym z iście szatańskimi uśmiechami wyszli z wielkiej sali.

    Plan - zapięty na ostatni guzik - prezentował się świetnie, przynajmniej w ich głowach. Bliźniacy oparci o ścianę niedaleko pokoju wspólnego Slytherinu wyciągali właśnie swój najnowszy wynalazek.
Mały ledwo widoczny robot stojący na cienkich pajęczych nóżkach przypominał do złudzenia zwyczajnego krzyżaka. 
  - Wypróbuj kamerkę! - powiedział Fred z dziecięcym uśmiechem.
George szybko wyjął z torby mały pad kontrolujący urządzenie. Po naciśnięciu jednego z guzików nogi robota napięły się a na ekranie przymocowanym do pilota pojawił się - niezbyt wyraźny, ale zawsze jakiś - obraz. 
   - Działa idealnie - rzekł zachwycony rudzielec. Chłopcy przez chwile wpatrywali się w swoje dzieło po czym postawili urządzenie na ziemi. 
  - Teraz ja się pobawię - powiedział Fred wyrywając pada z rąk brata.
  Jego palce w niesłychanym tempie zaczęły poruszać się po pilocie. Metalowy pajęczak w mgnieniu oka ożył i podreptał w stronę pokoju wspólnego Slytherinu. Już po chwili zniknął za zakrętem tym samym zostawiając ich samych. Chłopcy skierowali swój wzrok w stronę ekranu. Gdy nie zauważyli nic szczególnego, pokierowali wynalazek w stronę dormitoriów dziewcząt. Uśmiechy na ich twarzach stały się, o ile to możliwe, jeszcze większe gdy zauważyli swój cel. Metalowe urządzenie szybko przemieściło się w stronę dziewczyny, prowadzącej zawzięty dialog z koleżanką. 
  - To najgorsza nauczycielka na świecie! - pisnęła Jessica. - Nie wierzę, że można się tak zapuścić!
  - Racja - zgodziła się druga. - Powinna już dawno pójść do kosmetyczki, fryzjera  i wielu, wielu innych!
  George przewrócił oczami i szybko przycisnął jeden z guzików. Mechaniczny pajęczak zaczął wspinać się po wezgłowiu łóżka.
 - I wiesz, później... a fu! To pająk! - wykrzyknęła nagle jedna ze ślizgonek.
Obydwie wstały z prędkością światła i zaczęły strząsać z siebie niewidzialne robactwo. Po zmarnowaniu kilkunastu sekund szybkim krokiem ruszyły w stronę sofy stojącej po drugiej strone pokoju. 
  - Szlag! - mruknął Fred.
  - Szybko, wyślij go na oparcie - szepnął George i odebrał bratu pada - albo nie... teraz moja kolej.
  Rudowłosy, tym razem ostrożniej, pokierował powoli mechanicznego pajęczaka w stronę dziewcząt. Jednak gdy  był już prawie u celu ślizgonki wstały i szybko wybiegły z dormitorium. George westchnął i zaczął mruczeć pod nosem najróżniejsze przekleństwa. Przyspieszył tępo pajęczaka gdy nagle zauważył swój cel. Uśmiechnął się do siebie i tak aby Jessica się nie zorientowała posłał urządzenie na ścianę. Gdy był już bardzo blisko dziewczyny, z małej dziurki zaczęła lecieć jaskrawa, zielona farba, która pokryła całe włosy Jess. Ślizgonka zaczęła wrzeszczeć wniebogłosy, a Weasley'owie przybili sobie piątkę. Szybko przemieścili urządenie w swoją stronę, schowali do plecaka i puścili się biegiem w stronę pokoju wspólnego gryfonów. Niestety nie dane im było przemieścić się za daleko, gdyż na ich drodze stanęła profesor McGonagall. 
   - Weasley! Weasley! Co wy robicie? Słyszałam krzyki. Chyba jestem zmuszona oskarżyć was o ucieczkę co również wskazuje na waszą winę i takim sposobem dostajecie szlaban, a Gryffindor traci...
  - Fred! George! Ile można czekać? Przecież już pół godziny temu was poprosiłam o ten podręcznik! Och... przepraszam pani profesor... - nagle przy nauczycielce pojawiła się Caroline wraz z Alexą. 
  - Naprawdę przepraszam pani profesor, prosiłam chłopaków o przyniesienie mi podręcznika od eliksirów ale oni najwyraźniej się nie śpieszyli - powiedziała Caroline patrząc znacząco na bliźniaków.
  - Tak, to prawda - powiedział George.
  - Po drodze spotkaliśmy Wooda, a ten zaczął nam nawijać o nowej taktyce na następny mecz- dodał Fred.
  - A oto wasz podręcznik - George zaczął szperać w torbie i wyciągnął swoją, nieco zniszczoną i pogiętą, książkę od eliksirów.
  - Nie wygląda mi to na własność panny Smith lub panny Swan.
  - Nie potrafiliśmy wejść do dormitorium Ravenclaw'u - wymyślił na szybko Fred.
  - Zbyt trudna zagadka - powiedział George i zrobił niezadowoloną minę. 
  - Widzi pani? Jak tu się z takimi dogadać - Alexa pokręciła głową z politowaniem - przecież wam mówiłam, że czekamy przy wejściu do biblioteki. Musiałyśmy was szukać po całym zamku!
   - Wybaczcie... - powiedział z przepraszającym uśmiechem George, po czym objął dziewczyny. Alexa skrzywiła się nieznacznie i wyplątała się z uścisku chłopaka. McGonagall westchnęła i bez słowa odeszła. Gdy już zniknęła im z oczu, Ślizgonka zapytała:
   - Co tym razem wam przyszło do głowy?!
   - Zobaczysz... - odparł tajemniczo Fred, po czym wraz z bratem zostawili dziewczyny z osłupieniem wymalowanym na twarzy. 





Witajcie czarodzieje!
Wybaczcie nam, tak mi się nie chciało pisać... poza tym uwielbiam doprowadzać Olę do szału :p Szczerze mówiąc nie wiem co wymyślił Fred - to tajemniczy pomysł mojej kochanej współautorki. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Karolina

środa, 18 listopada 2015

Rozdział 1

  Ciepłe promienie słońca wpadły przez okna do małego udekorowanego różnymi odcieniami brązu i błękitu dormitorium. Caroline Smith - krukonka ucząca się obecnie na piątym roku - obudzona nagłym pojawieniem się światła mruknęła przeciągle.
  - Amanda, możesz zasłonić okno? - zapytała się głosem zniekształconym przez poranną chrypę.
  - Nie możesz wstać wreszcie i sama zasłonić? Zresztą patrz jaki piękny widok! - odparła wesoło dziewczyna.
  - Taki sam jak co roku - mruknęła Caroline przykrywając głowę kołdrą. 
  - Ktoś tu wstał nie w humorze, co?
  - Kto powiedział, że wstał? - ziewnęła dziewczyna i usiłowała znów przysnąć.
  - Dziewczyno, już za dziesięć minut śniadanie, czas się zbierać!
  - Śniadanie?! - wykrzyknęła blond włosa, wyskoczyła spod kołdry i popędziła w stronę łazienki. W biegu zdążyła złapać szatę oraz inne potrzebne jej ubrania. Po pięciu minutach była już gotowa. Jej szata, jak zwykle, wyprasowana i schludna leżała na niej jak ulał, a włosy związane w koński ogon podskakiwały przy każdym jej ruchu. Delikatnie odłożyła swoją piżamę na miejsce, chwyciła torbę z książkami i już jej nie było.
   Przemierzała korytarze Hogwartu biegiem, nie zwracając uwagi na szczegóły zazwyczaj przez nią oglądane. Tym razem nikt nie sprawdził, czy na niebie pojawiły się chmury przepowiadające deszcz lub czy ptaki śpiewają tę samą melodię co zwykle. Tym razem nikt tego nie sprawdził, ponieważ krukonka odpowiedzialna za to nie przejmowała się niczym poza punktualnym znalezieniem się w lochach. Jej kroki odbijały się echem od marmurowych ścian a na czoło zaczęły wypływać kropelki potu. Gdy cała zdyszana dobiegła na miejsce codziennych spotkań były już dwie minuty po czasie.
  - Dwie minuty - powiedziała lekceważąco Alexa spoglądając na zegarek.
  - Wiem wybacz, zaspałam - odparła niemrawo dziewczyna.
Nagle z pokoju wspólnego Slytherinu wyszła grupa uczniów domu węża składająca się z trzech osób - wysokiego jak na swój wiek ciemnoskórego chłopaka, dość niskiej chudej dziewczyny z krótkimi czarnymi włosami i zawsze wyróżniającego się w tłumie blondyna codziennie ubranego w najdroższe szaty jakie można znaleźć na ulicy pokątnej.   
  - Swan a ty znowu z tą szlamą? Chodź do nas tu znajdziesz lepsze towarzystwo niż ona - rzekł młodszy od nich o dwa lata ślizgon, Malfoy.
  - Zamknij się - warknęła - to, że nie ma czystej krwi nie znaczy, że nie zasługuje na moje towarzystwo smarkaczu. Wiesz, że ona jest lepszym towarzystwem niż cała ta wasza zgraja razem wzięta?
  Chłopak skrzywił się początkowo, lecz już po chwili na jego twarzy wykwitł szyderczy uśmiech. 
  - Rób co chcesz Swan, ale zobaczysz jeszcze kiedyś zmienisz zdanie - odpowiedział z wyższością Draco i ruszył w stronę Wielkiej Sali. 
  - Według mnie zareagowałaś zbyt agresywnie - stwierdziła cicho Caroline, gdy Malfoy skręcił w boczny korytarz. 
  - Słyszałaś jak cię nazwał? Nie mogłam inaczej. Zresztą chodźmy już. Zaraz śniadanie. - powiedziała spokojnie dziewczyna i ciągnąc przyjaciółkę za rękę poszła w kierunku sali, w której odbywał się posiłek. 
   Wielka sala wyglądała tak jak zwykle. Przy wszystkich czterech stołach siedzieli uczniowie rozsiewając wokół siebie gwar rozmów a nauczyciele szepcząc coś między sobą co chwile wymieniali uśmiechy. Zaczarowany sufit przybrał barwę dojrzałej pomarańczy zwiastując wschód słońca. Dookoła roznosił się cudowny zapach cynamonu, czekolady i świeżego chleba. 
   - Po śniadaniu w tym samym miejscu co zawsze - szepnęła przelotnie Alexa i pomknęła do swojego stołu. Caroline odprowadziła ją wzrokiem i jak zwykle zajęła miejsce obok Amandy. Po chwili wahania nałożyła sobie na talerz sałatkę jarzynową. Ten posiłek wspominała bardzo przyjemnie, ponieważ jadła go pierwszego dnia szkoły. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Tak, to był chyba najcudowniejszy dzień jej życia.
    Po skończonym posiłku obydwie dziewczyny spotkały się pod wielką salą.
  - Co teraz masz? - zapytała po dłuższym namyśle Alexa.
  - Obronę przed czarną magią z Gryfonami. A ty? - odpowiedziała Caroline.
Piwnooka mimowolnie skrzywiła się na słowo "Gryfoni". 
  - Ja mam Transmutacje. Mogę z tobą pójść pod salę do OPCM, chcesz?
  - Jasne, chodźmy - powiedziała Caroline z uśmiechem.
Dziewczyny ruszyły powoli i skierowały swoje kroki w stronę sali. Po zaledwie kilku minutach rozmowa tak je wciągnęła, że nie zauważyły dwójki gryfonów biegnących w ich stronę. Trach! Caroline i rudowłosy chłopak wpadli na siebie i z hukiem upadli na ziemię. Wszystkie pary oczu należące do uczniów obecnych na korytarzu zwróciły się w ich stronę.
  - Caroline! Nic ci nie jest? - spytała przerażona Alexa. Jej przyjaciółka z całej siły uderzyła głową w kamienne płytki, może ma wstrząs mózgu!
  - George? Wszystko okej? - zapytał brata jeden z rudowłosych chłopców, a gdy jego kompan otworzył oczy i powoli usiadł, zaczął się śmiać. Zdziwiona ignorancją chłopaka Alexa spojrzała na niego wrogo, lecz nie skomentowała jego zachowania. Pomogła jedynie wstać przyjaciółce.
  - Może zaprowadzić cię do Skrzydła Szpitalnego? - zapytała.
  - Nie, nie. Wszystko jest dobrze - mruknęła rozmasowując głowę. Po chwili zwróciła się w stronę chłopaka - Nic ci nie jest? 
  - Wszystko..
  - W porządku - przerwał mu brat z uśmiechem. - Chcecie może kupić krwotoczki czerwone lub wymiotki pomarańczowe? Najlepszy sposób by zerwać się z lekcji.
  - Nie dzięki - odparła Alexa patrząc nieufnie na bliźniaków - to może ja już pójdę...
  - Nie zostań jeszcze chwilkę, miałaś mnie odprowadzić - nalegała Caroline. Piwnooka westchnęła i kiwnęła głową na znak zgody.
  - Okej odprowadzę cię i idę na lekcje. 
Dziewczyny ruszyły powoli w stronę sali i wznowiły rozmowę. Już po kilku minutach obydwie dotarły pod salę do OPCM. 
  - To ja już muszę iść, do zobaczenia na przerwie - rzuciła Alexa, po czym przytuliła przyjaciółkę na pożegnanie i szybko pobiegła w stronę sali, w której odbywały się lekcje Transmutacji. Gdy Alexandra zniknęła jej z pola widzenia, energicznym krokiem weszła do klasy.
   Dość duża sala lekcyjna oświetlona była przez promienie słońca wpadające przez trzy podłużne okna. Żółta farba odchodziła w jednym miejscu, jednak dalej zachowała swój dawny urok. Na środku stały trzy rzędy ławek, a po bokach cztery regały pełne książek. Pomiędzy biurkiem nauczyciela a miejscami uczniów znajdowała się pusta przestrzeń służąca do ćwiczenia zaklęć. Gdy wszyscy uczniowie zaczęli zajmować miejsca, Caroline usiadła w drugiej ławce prawego rzędu. Razem z nią siedziała Penelope - krukonka o ciemnej cerze, czarnych jak smoła włosach i pięknych zielonych oczach. Gdy lekcja się rozpoczęła, profesor Lupin kazał im otworzyć podręczniki na stronie pięćdziesiątej dziewiątej i dokładnie słuchać jego wykładu. Minuty mijały spokojnie, Caroline dokładnie notowała wszystko, a zapisane pergaminy kładła do torby. Nagle poczuła pociągnięcie za szatę. Zignorowała to, jednak po chwili pociągnięcie powtórzyło się i dołączył do niego szept:
  - Pst. Pst! Krukonka! 
  - Czego chcesz? - mruknęła zdenerwowana Caroline.
  - Często cię widuje moja droga, ale jak się nazywasz? - zapytał George. 
  - Caroline Smith - odparła półgębkiem dziewczyna.
  - A kim jest ta ślizgońska piękność? - zapytał jego rudowłosy bliźniak.
  - To moja przyjaciółka Alexa, a teraz proszę przymknijcie się, bo chcę dalej robić notatki - odpowiedziała i zagłębiła się w lekturze. 
Nagle na jej ławce wylądowała zgnieciona w kulkę kartka. Dziewczyna niepewnie chwyciła ją w ręce i rozwinęła papier. Jej źrenice rozszerzyły się do granic możliwości a policzki spłonęły rumieńcem gdy pergamin wybuchł z głuchym trzaskiem rozsypując po ławce kolorowe konfetti, układające się w słowa "Fred i George, do usług". Profesor Lupin posłał jej karcące spojrzenie i po chwili wrócił do omawiania tematu. Przez resztę lekcji Caroline siedziała z nosem w książce i modliła się, by nikt nie zobaczył jej czerwonych jak buraki policzków.
   Również po zajęciach rudzielce nie dali jej spokoju. Zanim zdążyła pokonać odległość połowy korytarza, zastąpili jej drogę.
  - Gdzie idziesz? - zapytał jeden.
  - Do Alexy - mruknęła lakonicznie krukonka i ruszyła korytarzem przyciskając książki do piersi niczym koło ratunkowe.
  - To my pójdziemy z tobą - stwierdził drugi i obydwaj poszli za nią.
Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie i ruszyła przed siebie żwawym krokiem. Gdy doszła do wyznaczonego miejsca, Alexa już tam czekała. Zdziwiona dziewczyna rozszerzyła oczy i stała wmurowana przez dobre kilka sekund. Gdy już pierwszy szok przeminął zapytała się:
  - A wy co tu robicie? Caroline po co przywlokłaś tu tych gryfiaków? 
  - Przyczepili się - powiedziała przepraszającym tonem. - To przez tę akcje rano.
  - Nie marudźcie wiemy, że marzyłyście o tym, by nas poznać - stwierdził Fred.
  - Może uda nam się namówić naczelne kujonki Hogwartu  do kupienia naszych sprzętów - powiedział z nadzieją George.
  - Caroline! Dlaczego?
  - Przepraszam naprawdę nie wiedziałam, że oni są aż tak...
  - Przystojni? - stwierdził Fred.
  - Zabawni?  - dodał George.
  - Czarujący? - zapytali zgodnym chórem bliźniacy.
  - Powiedziałabym bardziej denerwujący... - odparła Caroline.
   Gdy słońce zaczęło zachodzić za horyzont a niebo przybrało barwę atramentu, dwie przyjaciółki siedzące na wieży astronomicznej rozpoczęły swój codzienny monolog. Jedna z nich - nieco wyższa, z jaśniejszymi włosami - siedziała na kamyku przetransmutowanym w wygodny zielony fotel, zaś druga - niższa, z włosami związanymi w koński ogon - siedziała na balustradzie z nogami zwieszonymi w dół. 
  - Według mnie niepotrzebnie się narażasz - mruknęła Alexa. - Przecież przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru możesz spaść. 
  - Bzdura - stwierdziła i by bardziej zirytować przyjaciółkę, zaczęła machać nogami w przód i tył. - Co o nich myślisz. No wiesz, o tych rudych?
  - Szczerze mówiąc nie zyskali mojego zaufania... są mi dość obojętni. Serio uważaj, bo jak spadniesz to ja nie będę miała już przyjaciółki tylko ketchup. A ty? Co o nich sądzisz?
  - Wkurzające narcyzy. Ale trzeba przyznać, że w niektórych sytuacjach można się z nich pośmiać - powiedziała i uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie jednej ze scen z udziałem braci. 
   - Widzę, że komuś spodobały się te narcyzy - powiedziała roześmiana Alexa i wykonała dramatyczny gest ręką. - Och, którego wybrać! Oboje tacy sami! Nie wiem który jest lepszy! Co ja biedna teraz pocznę? 
  - Tak śmieszne, że aż nie - powiedziała rozbawiona dziewczyna. - Wredny ślizgon z ciebie.
  - Dzięki! - odparła piwnooka i posłała dziewczynie buziaka. - Od tego tu jestem moja droga!
Mocniejszy powiew mroźnego wiatru sprawił, że na ramionach dziewczyn pojawiła się gęsia skórka. Caroline zadrżała. 
  - Lepiej wracajmy do zamku, robi się zimno.
Jej przyjaciółka przytaknęła i zeszła z "fotela",  ponownie zmieniła go w kamyk i schowała do kieszeni. W tym samym czasie Caroline zeskoczyła ostrożnie z barierki lądując miękko na kamiennej podłodze. Dziewczyny otrzepały ubrania, pożegnały się i szybkim krokiem rozeszły się do swoich dormitoriów. 

Witajcie!

Po przeczytaniu wszystkich waszych komentarzy zrobiło mi się cieplutko na serduszku (: To naprawdę motywuje! Pewnie dlatego rozdział 1 powstał w tak zaskakująco szybkim czasie. Myślę, że razem z Olą świetnie się dobrałyśmy - ona pomaga mi z dialogami, ja poprawiam jej opisy i przeglądam pod koniec calusieńki tekst. Bardzo cieszymy się, że nasz prolog przypadł wam do gustu i mam nadzieję, że z tym rozdziałem będzie tak samo. Liczymy na wiele komentarzy oraz zachęcamy do zostania obserwatorami (na razie jest ich trójka, ale może być więcej!). 
~Karolina
Jest nam przyjemnie i miło, że tak optymistycznie przyjęliście nasze opowiadanie. Gdy ostatnio przeczytałam co my pisałyśmy zanim powstała druga wersja złapałam się za głowę i myślałam, że się załamię. Było tak źle, że zaczęłyśmy pisać od nowa. Myślę, że tym razem bardziej się postarałyśmy i lepiej nam to wyszło. Rozdział powinien pojawiać się raz na tydzień, może czasami częściej to zależy :) Chciałam powiedzieć jeszcze, że komentarze rzeczywyście bardzo nas motywują do dalszego pisania. Pozdrawiam i cieszę się, że z nami jesteście <3 
~Ola

poniedziałek, 16 listopada 2015

Prolog

  Był to piękny poranek. Słońce zaczęło wychylać się zza horyzontu a delikatny wiatr ruszał gałęziami drzewa na którym, o dziwo, ktoś siedział. Caroline Smith - niska, niebieskooka dziewczynka o włosach w kolorze ciemnego blondu - rozmyślała o tym co się ostatnio wydarzyło. Wszystko zaczęło się trzy tygodnie temu podczas jej jedenastych urodzin. Jak zwykle jej rodzice na ten dzień przygotowali coś wyjątkowego, a w tym roku wypadło na jednodniową wycieczkę nad jezioro. Dziewczyna westchnęła. Dalej mogła poczuć ten cudowny zapach wody mieszający się z kwiatami i watą cukrową. Zabawa była niesamowita, inaczej nie mogła tego określić. Ale teraz jej głowę zajmowała inna myśl. Po powrocie do domu zastała w swoim pokoju niecodzienny widok. Wielkie okno wychodzące na las było otwarte na oścież, a na biurku stojącym pod nim leżał ptak. Był to ogromny, brązowy puchacz który drepcząc z nóżki na nóżkę spoglądał na nią swoimi oczami. Gdy otrząsnęła się z szoku zobaczyła, że do nóżki sowy przyczepiony jest list. List z którego dowiedziała się, że jest czarodziejką. Kolejny, tym razem mocniejszy, podmuch wiatru sprawił że przestała myśleć o owym dniu. Jej myśli zaczęły krążyć wokół wielkiego, starego zamczyska, w którym niedługo miała zamieszkać na całe dziesięć miesięcy. Cieszyła się, że w końcu otrzyma odpowiedzi na męczące ją pytania. Zawsze była inna niż pozostałe dzieci i często była poniżana z powodu swej odmienności. Chwilami miała tego po dziurki w nosie. Cieszyła się również dlatego, że wkrótce będą ją otaczali inni czarodzieje. Jednak nie patrzyła na to wszystko tylko z pozytywnej perspektywy. Bała się, że i tam jej nie zaakceptują i zostanie odmieńcem na zawsze. Bała się też, że uczniowie nie przyjmą z otwartymi ramionami dziewczynki, której rodzice są mugolami. Te myśli napawały ją lękiem i nie dawały spokoju
   Kilka tygodni przed wyjazdem wybrała się na ulicę Pokątną. Na niej kupiła wszystkie potrzebne przedmioty i poobserwowała zachowanie czarodziei. Szczerze mówiąc nie różnili się wiele od mugoli. Gdyby nie wiedziała na jakiej ulicy się znajduje byłaby prawie pewna, że otaczają ją osoby całkowicie niemagiczne. Po przybyciu do domu zrzuciła wszystkie książki na podłogę i wypakowała nowo kupione skarby. Książki uczące różnych magicznych przedmiotów zajęły miejsce starych, porysowanych, mugolskich podręczników. Kociołek i kilka drobiazgów położyła obok łóżka. Po tym czym prędzej ściągnęła z półki okrągłe akwarium ze sztuczną, złotą rybką i położyła na jej miejscu klatkę z nowym pupilkiem. Zza prętów patrzyła na nią ciekawskim wzrokiem mała, biała sówka płomykówka. Caroline uśmiechnęła się patrząc w oczy małego zwierzątka, które zostało specjalnie wytresowane by służyć swemu właścicielowi. Ona nie chciała by ptak był z nią tylko ze względu na obowiązek, dlatego otworzyła klatkę i pozwoliła sówce usiąść na swoim ramieniu. Wyjęła małe opakowanie i wyciągnęła z niego przekąskę, którą kupiła w sklepie z magicznymi stworzeniami. Zwierzę spojrzało na jedzenie niepewnie po czym jednym ruchem wyciągnęło z ręki swojej właścicielki smakołyk i wróciło do klatki. Dziewczyna uśmiechnęła się i padła na łóżko. Po pięciu minutach zasnęła.
   
   Tymczasem Alexandra, jedenastoletnia dziewczynka o prostych blond włosach, piwnych oczach, dość zgrabnym nosie, rumianych policzkach oraz smukłej sylwetce od dawna wiedziała o Hogwarcie. Miała w końcu czystokrwistych rodziców. Na początku nie była jednak pewna czy dostanie list. Bała się że jest charłakiem. Oczywiście nie miała nic przeciwko nim ale nie móc czarować... to musiało być okropne! Współczuła takim osobom oraz mugolom ale jednocześnie je podziwiała. Odetchnęła z ulgą gdy jednak okazało się, że nie jest charłakiem. Niedługo przed rozpoczęciem roku dostała dość dużą żółtawą kopertę z wielką pieczęcią, na której widniało godło Hogwartu. Dziewczynka ucieszyła się z tego powodu dlatego od razu pokazała list rodzicom. Następnego dnia po śniadaniu składającym się z różnych smacznych potraw przyrządzonych przez skrzaty wraz z mamą przeszły przez kominek na Pokątną. Biedne stworzenia z tych skrzatów! Czasami gdy rodzice jeszcze spali pomagała skrzatom przy śniadaniu.
   Gdy już wszystko było kupione mama z Alexandrą wróciły  do domu. Alexa od razu poszła do pokoju ze swoją nową brązową płomykówką oraz nabytymi przedmiotami. Książki ustawiła w swojej małej biblioteczce , a zwierzątko koło okna. Wypuściła sówkę aby polatała sobie po pokoju, lecz ona tylko usiadła na jej ramieniu i domagała się pieszczot. Dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała delikatnie sówkę po łebku. Alexandra ziewnęła, odłożyła zwierzątko do klatki, poszła się wykąpać a następnie zasnęła wtulając się w poduszkę. 

   Następnego dnia Caroline obudziła się we wspaniałym humorze. Szybko wstała i zbiegła do kuchni, w której jej mama szykowała tosty. Śniadanie minęło jak zawsze wesoło, jednak dziewczynka zauważyła, że coś trapi jej rodziców. Po skończonym posiłku jej rodzicielka, niska chuda kobieta o bladej skórze i  plątaninie blond włosów, zaczęła sprzątać, a Caroline poszła do łazienki, żeby się przygotować. Przy drzwiach czekał jej ojciec. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z krótkimi brązowymi włosami i lekkimi zmarszczkami na twarzy, które spowodowane były częstymi napadami śmiechu wyglądał dość pogodnie. Jedynie jego zielone oczy pokazały Caroline, że coś dręczy jej tatę. Zwykle wesołe, dzisiaj były pozbawione swoich charakterystycznych iskierek.
  - Co się stało tatusiu? - spytała zmartwiona jedenastolatka.
  - Nic kochanie po prostu się martwię. - powiedział mężczyzna lekko czochrając włosy córki. - Gdzie stoi twój kufer? 
  - Jest w moim pokoju. Pomożesz mi go znieść? - zapytała.
Mężczyzna kiwnął głową i zaczął wspinać się po schodach. Wchodząc do pokoju córki, od razu spojrzał w stronę pupila swojej pociechy. Nigdy nie był przekonany do tego stworzenia, jednak od razu zmienił zdanie, gdy mała radosna dziewczynka wbiegła do pokoju i stając na palcach ściągnęła klatkę. Sowa wesoło zahuczała i po chwili słychać było śmiech Caroline. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Szybko chwycił kufer, zaniósł na dół i zawołał obydwie swoje kobiety.  Z kuchni wyszła starsza z nich , a po chwili po schodach zbiegła mniejsza , trzymająca klatkę z sową w ręku. 
  - Jedziemy - ogłosiła królowa domu.

   W domu Alexandry trwały przygotowania do wyjazdu dziewczynki. Mama Alexandry, Jannet dostojna kobieta o brązowych lekko falowanych włosach, różowych policzkach, pełnych czerwonych ustach, opalonej cerze i piegowatej twarzy oraz tata Henryk mężczyzna o jasnych blond włosach, dość jasnej karnacji, uśmiechniętych ustach i piwnych oczach zasiedli do stołu. Na talerzu dziewczynki były tosty oraz jajecznica. Alexandra nie wiedziała co jedzą jej rodzice , gdyż nauczono ją by nie patrzeć innym w talerz.  Gdy dziewczynka była już syta zaczęła ubierać się w płaszcz.  Rodzice również założyli na siebie płaszcze.  Alexandra wbiegła na górę ciągnąc za rękę ojca. 
  - Tatusiu zniesiesz mi kufer? - zapytała dziewczynka uśmiechając się słodko.
  - Oczywiście skarbie - odrzekł tata i przytulił Alexandrę, a ona odwzajemniła jego uścisk i pobiegła po klatkę swojej malutkiej podopiecznej. 
  - To chodźmy kochani! - krzyknęła Jannet, a reszta rodziny zbiegła po schodach po czym wsiedli do samochodu.

                       
  - I pamiętaj, nie chodź z nieznajomymi, nie pyskuj nauczycielom, nie wkurzaj innych uczniów... - wyliczała rodzicielka Caroline.
  - Tak , wiem! - powiedziała dziewczynka z uśmiechem. - Będę tęskniła.
Jej ręce szybko wyskoczyły do przodu i objęły rodziców.
  - I na prawdę musisz wejść na peron 9 i 3/4? - zapytał się jej tata - Musisz wbiegnąć na tę ścianę?
  - Chyba tak - powiedziała niepewnie i zaczęła iść w stronę barierki. - Idziecie?
  - My tu zostaniemy - stwierdziła mama. - Nie wiem, czy mugole mogą wchodzić na ten peron.
  - Nie pójdziecie ze mną? - spytała lekko wystraszona Caroline.
  - Poradzisz sobie - po tych słowach ojciec pocałował swoją córkę w czoło. - Często pisz.
Dziewczynka kiwnęła głową, wzięła swoje rzeczy i pobiegła w stronę ściany. Ku jej zdziwieniu nie poczuła uderzenia i nie upadła. Przeniknęła przez betonową ścianę i pojawiła się na peronie oznaczonym cyfrą 9 i 3/4. Odebrało jej mowę, gdy zobaczyła wielką czerwoną lokomotywę. Patrzyła na nią przez dość długi czas, aż w końcu wróciła na ziemię. Chwyciła kufer i poszła szukać wolnego miejsca. Po kilku minutach znalazła pusty przedział. Położyła kufer, klatkę i wypuściła sowę, która usiadła na jej ramieniu. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że przez nie całe dwa dni przekonała do siebie to zwierzę, które oficjalnie nosiło teraz imię Luna. Usiadła i wyciągnęła książkę "Transmutacja dla początkujących". Z okładki spoglądał na nią starszy mężczyzna trzymający w jednej ręce różdżkę, a w drugiej przedmiot, który co kilka minut zmieniał się w coś innego. Dziewczyna pamiętała jak wielkie było jej zdumienie, gdy filiżanka pierwszy raz zmienia się w widelec. Przeczytała większość podręczników, jednak ten najbardziej przypadł jej do gustu nie tylko ze względu na ciekawą okładkę. Szczególnie spodobała się jej umiejętność zmieniania człowieka w zwierzę. Była pod wielkim wrażeniem, o ilu rzeczach nie wiedziała przez jedenaście lat swojego życia. Już miała brać się za czytanie, gdy nagle drzwi przedziału się odsunęły i stanęła w nich blond włosa dziewczynka.
  - Mogę się dosiąść? - spytała się Alexandra.
  - Jasne... - odparła Caroline i wskazała głową na siedzenie obok. 
  - Jak się nazywasz? Ja jestem Alexandra Swan. Też jesteś na pierwszym roku? - spytała uśmiechając się blondwłosa.
  - Ja jestem Caroline Smith. Tak też jestem na pierwszym roku. Miło mi - odparła Caroline. 
Reszta podróży minęła im na rozmowach i jedzeniu smakołyków. Alexa opowiedziała nowo poznanej koleżance wszystko o szkole, a ona w zamian wytłumaczyła jej mechanizmy niektórych mugolskich rzeczy. Tak właśnie zrodziła się przyjaźń.


   Pociąg wjechał na stację. Z wagonów zaczęły wylewać się tłumy uczniów i już po chwili rozległy się głosy nawołujące siostry, braci, i przyjaciół. Caroline nie wiedziała, co zrobić, jednak Alexandra pociągnęła lekko jej rękaw wskazując palcem na olbrzymiego mężczyznę z długą, krzaczastą brodą i przypominającymi koraliki oczami.
  - Pierwszoroczni do mnie! - wołał gajowy wymachując rękami w powietrzu. Szerze mówiąc, dziewczyny nie wiedziały po co on to robi - przecież był on najbardziej widoczną osobą w tłumie. Gdy wszystkie osoby z pierwszego roku zabrały się przy pół olbrzymie,  ten kazał iść za sobą.
   Drogę do zamku uczniowie musieli pokonać w łódkach. Alexa i Caroline płynęły razem z dwoma rudowłosymi chłopcami, którzy wyglądali na porządnie wystraszonych. Po dotarciu do zamku powitała ich średniego wzrostu kobieta o surowym spojrzeniu.
  - Witajcie w Hogwarcie. Przed rozpoczęciem uczty czeka was ceremonia przydziału, na której każdy z was dowie się, do jakiego domu będzie należeć. Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy z nich ma swoje wymagania dzięki których stwierdzimy, kto pasuje do którego. Nie bójcie się. Ja po kolei wczytam listę, a wy będziecie wychodzić na środek - powiedziała spokojnym głosem.
  -Ale ślicznie! Myślałam, że będzie raczej szaro... A ty? - szepnęła Alexa do Caroline. 
  -Ja myślałam o czymś bardziej ponurym, takim jak sępy, czaszki - powiedziała Caroline z uśmiechem. 
Nagle zza drzwi usłyszeli głos zapraszający ich do środka. 
Kobieta otworzyła drzwi i pewnym krokiem ruszyła w głąb sali. Wszystkie dzieci rozglądały się z zachwytem. Cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie i jeden stół przeznaczony dla nauczycieli. Wiele ciekawych spojrzeń skierowanych było w stronę nowych uczniów, jednak oni nie zwrócili na to uwagi gdyż patrzyli z otwartymi buziami w sufit.Wyglądał jakby było obsypany gwiazdami. Alexandra była pewna, że to jakiś czar spowodował, że wszystko wyglądało tak pięknie. Na środek wyszła kobieta, która ich powitała i zaczęła czytać listę. 
  - Anne Barry.
Z tłumu wyszła przestraszona dziewczynka. Niepewnie usiała na stołku. Po chwili na jej głowę została położona Tiara Przydziału. Po krótkiej chwili powietrze rozdarł krzyk. 
  - Hufflepuff!
Uczniowie Helgi wstali i zaczęli klaskać. Uradowana Anna podbiegła do stołu puchonów i zajęła miejsce przy chłopcu z trzeciego roku. Kobieta wymieniła kilkanaście nazwisk, z których jeszcze cztery osoby trafiły do Hufflepuffu, sześć poszło do Slytherinu, dwie zostały przydzielone do Gryffindoru i jedna dziewczynka trafiła do Ravenclaw'u.
  - Caroline Smith! - wyczytała nagle nauczycielka.
Dziewczynce serce zaczęło głośniej łomotać, gdy usłyszała swoje imię. Ogarnij się - skarciła się w duchu. Powoli wyszła na środek i usiadła na stołku. Poczuła, że na głowę ktoś wkłada jej o wiele za duży kapelusz. Po chwili usłyszała szept.
  - Co tu z tobą zrobić Smith? Mądra i ambitna, to pewne, masz coś z puchona. Hmm.. Tak, z twoją głową widzę jedną najlepszą opcję.
  - Ravenclaw!
Uczniowie domu orła zaczęli wiwatować i już po chwili Caroline znalazła się przy ich stole. Dalsza część ceremonii jej nie interesowała. Ciągle patrzyła się w piwne tęczówki koleżanki. Martwiła się o Alexandrę. Ona sama o mało nie trafiła do  Hufflepuff'u co będzie z nią?
  - Alexandra Swan.
Alexandra nagle usłyszała swoje nazwisko. Była bardzo zestresowana.  Weź się w garść - pomyślała. Po chwili z dumnie uniesioną głową wyszła z tłumu i usiadła na stołku. Nagle usłyszała szept.
  - Swan. Och, pamiętam jak przydzielałam Jannet... No, któż by się spodziewał , że teraz witam jej pociechę? Ale mniejsza o to... Wiem, o czym marzysz...
  - Slytherin!
Jej oczy otworzyły się szeroko, a nogi nieświadomie poniosły do stołu ślizgonów przy którym dalej słychać było gwizdy i wiwaty. Jej przyjaciółka trafiła do innego domu... a tak bardzo się polubiły! Było jej trochę przykro ale może będą się spotykać na przerwach? Kto wie? Szybko zerknęła w stronę stołu krukonów i natrafiła na niebieskie tęczówki w których malował się smutek. Alexa uśmiechnęła się pocieszająco i pokazała kciuk do góry. Caroline posłała jej wymuszony uśmiech i zabrała się za jedzenie sałatki jarzynowej.


Witajcie ponownie!
Jak przepowiedziałam tak się stało - Caroline i Alexandra powracają. Tym razem Caroline jest bardziej podobna do... mnie (w końcu na początku razem z Olą chciałyśmy do opowiadania wstawić siebie). Do tego dziewczyny zostały przydzielone do innych domów a ich charaktery na pewno zostaną lekko zmienione tak, by bardziej do nich pasować. Mam nadzieję, że wersja 2.0 spodoba wam się bardziej.
~Karolina

środa, 9 września 2015

Sowa

Drodzy czytelnicy!
To dziś jest ten niezwykły dzień. Ten dzień w którym nasz blog znowu ożywa. Stwierdziłam, że wcześniejsza historia była do chrzanu, dlatego zaczynamy od początku :D Teraz bliźniacy będą bardziej bliźniakowaci, będzie więcej psikusów a fabuła będzie bardziej dopracowana. Nie zabraknie też naszych kochanych czarnych charakterów takich jak Greta i Lucas.
Podsumowując, mam nadzieję, że spodoba się wam inaczej napisana historia Nowych Huncwotów.
Karolina i Ola